Potencjał czeka na inwestorów
Urszula Chojnacka print
Wywiad z doktorem Zbigniewem Nawratem, dyrektorem naukowym Instytutu Protez Serca Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii.
Jak rozpoczęła się Pana przygoda z robotyką medyczną?
W latach 90. w ramach Instytutu Protez Serca Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii pracowaliśmy nad tworzeniem sztucznych organów, takich jak sztuczne serce czy protezy zastawek serca. Zwróciłem uwagę na potencjał, jaki może tkwić w wykorzystaniu naszych stanowisk badawczych i doświadczeń w dziedzinie modelowania fizycznego i komputerowego bezpośrednio w praktyce klinicznej. Zajęliśmy się więc symulacjami operacji kardiochirurgicznych: pozyskiwaliśmy obrazy diagnostyczne, zamienialiśmy je na obiekty komputerowe i na tych obiektach dokonywaliśmy różnych obliczeń, np. mogliśmy odpowiedzieć na pytanie: jaki będzie przepływ i ciśnienie w różnych gałęziach układu krążenia, jeśli by-pass będzie zrobiony w taki a nie inny sposób. Był to pierwszy tak zaawansowany projekt w Polsce, w którym powiązaliśmy metody modelowania fizycznego z tworzeniem modeli operacji w komputerze, wykorzystując do tego powstającą zupełnie nową wówczas dziedzinę – symulacje komputerowe. Gdy ten grant skończył się pod koniec lat 90., miałem poczucie, że czegoś mi brakuje. Wtedy poznałem Friedricha Mohra, który na konferencji w Katowicach prezentował film z wykonanej w Lipsku, jednej z pierwszych na świecie, operacji na sercu z użyciem amerykańskiego robota da Vinci. Zauważyłem, że robot jest pierwszym w historii narzędziem, dla którego symulacje i programy doradcze, które opracowywaliśmy mogą mieć zastosowanie praktyczne. Gdy między dłonią chirurga a narzędziem chirurgicznym wewnątrz ciała pacjenta jest komputer, można wprowadzić do niego określone programy i instrukcje, które są oparte na przygotowanych wcześniej analizach oraz na informacjach pozyskiwanych na bieżąco z pola operacyjnego. W komputerze są one przetwarzane, sprzyjając podejmowaniu przez lekarza właściwych decyzji w czasie operacji. Ta wizja wydała mi się tak atrakcyjna, że natychmiast zapytałem swojego szefa, profesora Zbigniewa Religę, z którym już wtedy współpracowałem, czy nie moglibyśmy zrobić takiego robota tu u nas. Profesor Religa zadał wtedy tylko krótkie pytanie: a kiedy będę mógł z nim operować? Tak powstała idea stworzenia robota medycznego w Polsce.
Skąd środki na to przedsięwzięcie?
Z KBN otrzymaliśmy grant. Profesor Religa był szefem projektu, a ja głównym wykonawcą. Nikt w Polsce nie zajmował się jeszcze wtedy robotami medycznymi. My mieliśmy już pewne doświadczenie związane ze sztucznym sercem – udało nam się stworzyć komorę wspomagania serca, która do dziś pracuje w klinice, rozwijane są w niej nowe aplikacje i wciąż wprowadzane są innowacje techniczne. Pierwsze zadanie w nowym projekcie polegało na zorganizowaniu zespołu, który zajmowałby się produkcją naszego robota chirurgicznego. Nazwaliśmy go Robin Heart – robot dla serca – ze względu na to, że w tamtym czasie uwaga wszystkich, którzy interesowali się chirurgią nieinwazyjną była skierowana na operacje wszczepiania by-passów i jednocześnie była to największa grupa pacjentów potencjalnie potrzebujących wsparcia środkami technicznymi. Nazwa oczywiście kojarzy się z Robin Hoodem, ponieważ chodziło nam o stworzenie wizerunku firmy, która chce wejść na rynek, oferując narzędzie prostsze, tańsze, a jednocześnie równie skuteczne, jak rozwijane w Stanach Zjednoczonych roboty da Vinci.
Początki jednak były trudne, a i dziś, 10 lat później, Robin Heart nadal nie jest stosowany podczas operacji ludzi. Z czego to wynika?
Początki nie były łatwe – musieliśmy od zera uruchomić nową dziedzinę nauki i techniki w Polsce, obecnie zaś trafiliśmy na swego rodzaju barierę skali: chociaż potrafimy wspólnie z naszymi partnerami zbudować kompletnego robota, to jednak nie możemy podjąć się seryjnej produkcji robotów. Od początku szukałem wsparcia, zarówno w ośrodkach akademickich, jak i w zakładach produkcyjnych. Dzięki temu udało nam się zgromadzić mocny zespół wokół zabrzańskiego centrum, a dziś jest to wręcz grupa różnych zespołów, które rozwijają się w różnych ośrodkach. Jednocześnie szukałem wsparcia przemysłu. Prowadziliśmy między innymi rozmowy z mającą około 100 przedstawicielstw na całym świecie firmą Famed z Żywca, producentem wysokiej klasy sprzętu medycznego, w tym stołów operacyjnych i wyposażenia szpitali. Ta firma miała wszystkie technologie, których potrzebowałem. Nasz pomysł spotkał się w Famedzie z bardzo dobrym przyjęciem, szybko przeszliśmy do ustaleń technicznych, jak mocowanie Robin Hearta do stołu operacyjnego, które było przygotowane wspólnie z zespołem inżynierów z żywieckiego Famedu. W tym czasie tworzyliśmy w Zabrzu prototypy robota Robin Heart – Robin Heart I, Robin Heart II. Niestety, w chwili, gdy mogliśmy już zaprezentować urządzenia, które uzyskały dobrą ocenę przyszłych docelowych użytkowników, Famed popadł w problemy ekonomiczne, co skończyło się ostatecznie bankructwem. W ten sposób największa polska firma medyczna, właściwie jedyna, która mogła podjąć się seryjnej produkcji robotów, wypadła z rynku.
Czy jest szansa na znalezienie obecnie w Polsce firmy, która byłaby w stanie zastąpić Famed?
Dzisiaj mamy kilka dobrych kontaktów z mniejszymi przedsiębiorcami, którzy wykonują dla nas szereg prac tutaj na Śląsku i próbujemy stopniowo rozwijać tę współpracę w coraz większe przedsięwzięcie. Możemy już produkować w Polsce roboty medyczne, ale na razie na niewielką skalę. Mamy wśród współpracowników firmy, na które szczególnie stawiamy, np. firmę Emsi z Siemianowic. Jednak to, czy uda nam się działać na skalę europejską lub światową, zależy od tego, czy uda się znaleźć odpowiednie środki finansowe. Muszą one zdecydowanie przewyższać kwoty, którymi dysponujemy w tej chwili.
Jaka przyszłość czeka roboty Robin Heart?
Obecnie przygotowujemy nowy model robota Robin Heart. Na przełomie lat 2009/2010 przeprowadziliśmy trzy eksperymenty, które były dla nas kamieniami milowymi. Sprawdziliśmy naszego robota technicznie podczas trzech typów operacji. Pierwsza dotyczyła pęcherzyka żółciowego, druga – zastawki, trzecia – by-passów. Niestety, tej trzeciej operacji nie udało nam się przeprowadzić za pomocą robota Robin Heart I i Robin Heart II, ponieważ występowała kolizja ramion robotów oraz kilka innych komplikacji. Wtedy podjąłem decyzję o przygotowaniu Robin Heart mc2 – specjalistycznego robota modułowego, który jako jedyny na świecie może zastąpić trzy osoby przy stole operacyjnym: chirurga stojącego, chirurga głównego i tego, który trzyma tor wizyjny. To zupełnie nowa konstrukcja, przeznaczona specjalnie do operacji wszczepiania by-passów. Ta koncepcja się sprawdziła i w tej chwili jesteśmy w fazie przygotowywania nowego projektu, ale nie mamy dla niego jeszcze finansowania.
Obecnie prowadzimy dwa projekty NCBiR w zakresie robotów. Pierwszy dotyczy teleoperacji – robimy badania naukowe dotyczące tego, jak przesyłać sygnał i nadzorować robota na odległość oraz jak zapobiec różnym komplikacjom, które mogą z tego wynikać. Drugi projekt jest już bardzo bliski wdrożenia: idea jest taka, że w ciągu 1–1,5 roku przygotujemy trzy egzemplarze robotów toru wizyjnego Robin Heart PortVisionAble. Pod koniec przyszłego roku chcemy zaprezentować te roboty i poddać je certyfikacji technicznej. Za dwa lata roboty powinny być już w fazie testowej i trafić do badań przedklinicznych. Mamy nadzieję, że tym samym uda nam się przełamać pewną barierę. Założenie jest takie, że te roboty będą miały od początku opracowaną dokumentację pod technologię produkcji seryjnej, a więc będą przygotowane do wejścia na rynek, o ile oczywiście spełnią oczekiwania użytkowników.
Kolejne pytania i odpowiedzi w numerze PAR 11/2013. Zapraszamy do lektury!
source: PAR 11/2013