Nie tak się umawialiśmy czyli wpływ epidemii na zobowiązania umowne
dr Agnieszka Besiekierska print
Fundamentem życia społecznego są umowy, a prawo, zgodnie z generalną zasadą „pacta sunt servanda” („umów należy dotrzymywać”), dba o ich bezwzględne przestrzeganie. Jednak w niektórych, nadzwyczajnych okolicznościach kurczowe trzymanie się postanowień umownych może być krzywdzące, a nawet szkodliwe społecznie. Do takich okoliczności należy epidemia.
Zasada „pacta sunt servanda” jest dziś na cenzurowanym i wiele wskazuje na to, że wysunie się na pierwszy plan inna.
Renesans „rebus sic stantibus”
Zasadzie „pacta sunt servanda” przeciwstawia się klauzulę zwaną w ulubionej przez prawników łacinie „rebus sic stantibus”, czyli „skoro sprawy przybrały taki obrót”, sprowadzającą się do uwzględniania nadzwyczajnej zmiany okoliczności przy wykonaniu zobowiązania umownego. Jest to instytucja prawna, do której mam osobisty stosunek. Stanowiła ona przedmiot mojej pracy doktorskiej, nad którą pracowałam kilkanaście lat temu na kameralnym wydziale prawa Uniwersytetu w Rostocku, położonym nieopodal pięknych nadbałtyckich plaży. Porównując świeżo wprowadzone przepisy niemieckie z polskimi, które przeszły chrzest bojowy przemian gospodarczych w Polsce lat 90. oraz z konserwatywnym podejściem prawa angielskiego, miałam szerszą, międzynarodową perspektywę.
Temat wpływu zmiany okoliczności na zobowiązania, pomimo dość stabilnej sytuacji gospodarczej, był w tamtym czasie niezwykle popularny, ze statusem porównywalnym do sztucznej inteligencji. Tak jak dziś sztuczna inteligencja jest przedmiotem szerokiej debaty, a w przyszłości być może regulacji na poziomie europejskim, tak wówczas snuto plany wprowadzenia jednolitego europejskiego prawa umów. Miał to być swego rodzaju paneuropejski kodeks, określający zasady wykonania umów, w tym również dotkniętych nadzwyczajną zmianą okoliczności. Temat kodeksu europejskiego dość szybko umarł, a i klauzula „rebus sic stantibus” znalazła się poza głównym nurtem zainteresowań doktryny i praktyków. W ostatnich tygodniach obserwujemy renesans tematyki wpływu zmiany okoliczności na zobowiązania umowne. Pojawia się ona regularnie w mediach, ale przede wszystkim w codziennej pracy prawników, analizujących możliwość obniżenia czynszu za najem hali produkcyjnej czy redukcji wielkości zamówionego surowca.
Regulacja kodeksowa
Klauzula „rebus sic stantibus” jest przedmiotem regulacji art. 357(1) par. 1 Kodeksu cywilnego, stanowiącego, iż w przypadku nadzwyczajnej i nieprzewidywalnej w momencie zawarcia umowy zmiany stosunków, powodującej nadmierne trudności lub grożącej jednej ze stron umowy rażącą stratą, sąd może dokonać zmiany umowy, oznaczając inny sposób wykonania zobowiązania, zmieniając wysokość świadczenia lub nawet orzekając o rozwiązaniu umowy. Ingerując w umowę łączącą strony, sąd rozważa interesy stron i stosuje zasady współżycia społecznego.
Pierwszym wnioskiem nasuwającym się po lekturze przepisu, jest brak możliwości uznania samodzielnie przez stronę umowy, iż zachodzi okoliczność uzasadniająca zmianę lub rozwiązanie umowy. Taką decyzję może podjąć jedynie sąd, w związku z powództwem strony, dla której wykonanie umowy będzie nadmiernie utrudnione lub połączone z rażącą stratą. Co ważne, strona, która występuje z takim powództwem,
np. domagając się zwiększenia wynagrodzenia, do czasu rozstrzygnięcia przez sąd nie może odroczyć umówionego terminu wykonania umowy, a zwłoka w tym zakresie naraża stronę na zarzut nienależytego wykonania zobowiązania i związane z tym skutki (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 6 listopada 2017 r., VI ACa 1462/13). Istotne jest również, aby wystąpiła ona z powództwem, gdyż istnieje pogląd, iż powoływanie się w procesie na art. 357(1) Kodeksu cywilnego przez stronę pozwaną jest nieskuteczne (Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 22 września 2011 r., V CSK 420/10: „Nie jest możliwe domaganie się ukształtowania stosunków stron przez sąd bez zgłoszenia odpowiedniego żądania, a jedynie w formie zarzutu.”).
Szerokie pole dla wykładni sądowej
Art. 357(1) par. 1 Kodeksu cywilnego ma charakter ogólnej klauzuli, odwołującej się do zasad współżycia społecznego, i jako taki pozostawia szerokie pole dla wykładni sądowej. Sąd będzie musiał zmierzyć się z pytaniem, czy epidemia stanowi nadzwyczajną i nieprzewidywalną w momencie zawarcia umowy zmianę stosunków. Mając na względzie, iż epidemia stanowi książkowy przykład, wskazywany przez doktrynę praktycznie we wszystkich komentarzach do Kodeksu cywilnego, z dużym prawdopodobieństwem udzieli odpowiedzi twierdzącej. Kwestia nadmiernych trudności lub grożącej rażącej straty będzie oceniana na bazie okoliczności towarzyszących konkretnej umowie, czyli przykładowo, czy, w jaki sposób i w jakim stopniu epidemia spowodowała spadek popytu na konkretne produkty oraz jak długo utrzymuje się ten stan. Być może jest on na tyle krótkotrwały, iż mieści się w granicach zwykłego ryzyka kontraktowego, związanego z prowadzeniem działalności gospodarczej, które muszą ponosić przedsiębiorcy.
Znaczenie dla sądu będzie miała prawdopodobnie również okoliczność, iż w momencie orzekania przez sąd stan nadzwyczajnej zmiany stosunków ustąpił, a tym samym brak jest podstaw dla modyfikacji lub rozwiązania umowy (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 12 czerwca 2013 r., II CSK 655/12). Mając na uwadze długotrwałość postępowań sądowych, jest to istotny mankament instytucji klauzuli „rebus sic stantibus”. Po dwóch latach czy nawet roku od wniesienia powództwa stan epidemii może być zdarzeniem natury historycznej. Dokonując ingerencji w stosunek zobowiązaniowy stron, sąd „nie jest związany wskazanym przez stronę sposobem modyfikacji stosunku obligacyjnego” (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 29 października 2015 r., I CSK 901/14). Zgodnie z brzmieniem art. 357(1) Kodeksu cywilnego sąd, rozwiązując umowę, może w miarę potrzeby orzec o rozliczeniach stron, kierując się interesami stron i zasadami współżycia społecznego.
source: Automatyka 5-6/2020