Zaawansowana cyfryzacja to odpowiedź na przyszłe trendy
Materiał prasowy print
Polskie Centrum Rozwoju Oprogramowania (PLSDC) w Krakowie to nowa jednostka stworzona przez ABB. Ma pełnić rolę głównego, globalnego ośrodka R&D dla oprogramowania wytwarzanego w Grupie ABB. Przemysław Zakrzewski, dyrektor PLSDC, opowiada o specyfice pracy Centrum i nowych trendach w branży.
„Cyfryzacja” to słowo, które w ostatnim czasie robi furorę w branży energetyki i automatyki. Pan jest jednym z tych, którzy za „cyfryzację” ABB i jej portfolio odpowiadają. Co to pojęcie właściwie oznacza?
Mówi się, że znajdujemy się w czwartej fazie rewolucji technologicznej. Pierwszą było powstanie internetu i początek współpracy między użytkownikami komputerów. Następnie pojawiły się mobilne rozwiązania, smartfony, które za pomocą mobilnego internetu i skrzynki pocztowej sprawiły, że znów zmieniliśmy sposób, w jaki się komunikujemy. Trzecia faza to Internet of Things, czyli podłączamy do internetu rzeczy, które nas otaczają: windy, samochody, telewizory. Czwarta to – generalizując – próby inteligentnego wykorzystania danych, które zbieramy. Wchodzą tu w grę takie pojęcia, jak sztuczna inteligencja, czy też „machine learning”, czyli urządzenia, które uczą się same. Spójrzmy na reklamy Google, na samochody jeżdżące bez kierowców – tam już jest dużo inteligencji. Urządzenia, nawet różnych producentów, zaczynają ze sobą „rozmawiać” i wyciągać wnioski przydatne dla użytkowników. Każdy może dzisiaj zebrać dane z różnych urządzeń. Zaawansowana cyfryzacja szuka sposobu, w jaki można te dane skutecznie odczytać i ich użyć. ABB od 10 lat odnosi sukcesy w budowaniu czujników i systemów do zarządzania danymi. Obecnie trwa wyścig wśród producentów o to, kto okaże się najsprytniejszy w pomaganiu użytkownikowi, aby ten komunikował się ze swoimi urządzeniami szybciej, sprawniej i na większą skalę.
Era metalowej skrzynki z prostym układem się kończy?
Tradycyjne urządzenia wciąż oczywiście będą potrzebne, ale musimy dążyć do czegoś więcej. Zresztą już oferujemy to „coś więcej”. Potrafimy zebrać z naszych urządzeń, takich jak silnik i napędy, działających w kopalniach lub na statkach, informacje i przetworzyć je w konkretne działania, które mają przewidzieć i zapobiec awarii. W robotyce dzięki czujnikom odczytujemy informacje na temat ruchu ramienia robota, analizujemy wszelkie odstępstwa i na podstawie tego możemy poprawić cały proces produkcji. Weszliśmy na rynek z pakietem Energy Portfolio Management. To usługa, dzięki której możemy zbierać dane z różnych źródeł na temat rynku energetycznego. Naszą ambicją już dawno przestała być więc ta stereotypowa metalowa skrzynka. Chcemy dostarczać dodatkową wartość. W tym przypadku usługę, która – na podstawie modelu danych – będzie z dużym prawdopodobieństwem przewidywać, że za 15 minut cena energii na wolnym rynku obrotu energią wyniesie X, a za dwa tygodnie Y.
PLSDC ma odpowiadać na nowe trendy?
Między innymi po to działamy w ramach ABB. Obecnie rozwijana jest komunikacja między urządzeniami, które stosują różne systemy. Wśród dużych graczy rozwija się również oprogramowanie związane z alternatywnym sposobem porozumiewania się człowieka z maszyną. Amazon, Microsoft czy Facebook stawiają na rozpoznawanie mowy i rozumienie ludzkiego języka. Podobne funkcjonalności możemy przełożyć do naszych systemów, np. dla serwisantów. W PLSDC rozwijamy i wdrażamy różne produkty. Przykładem jest nasza platforma RDS – Remote Diagnostic System – która została zainstalowana na ponad 500 dużych statkach, na których nieustannie monitorujemy stabilność napędów i silników. Posiadamy usługi zarządzające m.in. siłą roboczą (co zostało jeszcze do wykonania przez pracownika, jak zharmonizować przeglądy urządzeń itp.), czy też środkami trwałymi (jesteśmy w stanie monitorować ich stan techniczny i przewidywać możliwe awarie). Z drugiej strony jest duży system wdrożony w polskich fabrykach: ECS – Enterprise Connectivity System. ECS dostarcza informacje na temat toku produkcji, wykorzystanych materiałów, kolejnych etapów, jakie powinna wykonać np. osoba obsługująca nawijarkę. Stale rozbudowujemy portfolio z obszaru Enterprise Software, czyli oprogramowania dla przedsiębiorstw. Możemy wyjść do klientów z wielu sektorów przemysłu, przede wszystkim energetyki, automatyki oraz ropy i gazu. W naszej strukturze są zespoły, które rozumieją doskonale, jak nasi klienci działają i czego oczekują, mają stały kontakt z końcowymi użytkownikami naszych systemów, wspierając jego rozwój.
Zespoły pracują nad konkretnymi zleceniami, czy też realizują od początku do końca własne pomysły na produkt?
I tak, i nie. Jesteśmy menedżerami, właścicielami produktów, które sami stworzymy, a co za tym idzie – komunikujemy się z klientami, pytając ich, jakie mają wyzwania, czego potrzebują. Rynek trzeba dokładnie śledzić, bo można dowiedzieć się wiele na temat tego, dokąd zmierzają i czego chcą – albo mogą chcieć w przyszłości – użytkownicy, w tym nasi potencjalni klienci. W PLSDC również się przyglądamy i już dzisiaj mówimy sobie: „spróbujmy”.
Co przyciąga do PLSDC programistę, który szuka pracy na tak dużym rynku IT, jak krakowski?
Kraków to nasza polska „dolina krzemowa”. Naprawdę dobrzy specjaliści mogą tu przebierać w ofertach pracy. Jedną z rzeczy, która ich do nas przyciąga, jest nasze portfolio. Przekonują się, że to namacalne produkty, którą mogą działać na wyobraźnię. Wdrażamy np. system do zarządzania operacjami w elektrowni atomowej. Prawie każda elektrownia atomowa w Stanach Zjednoczonych już używa tego oprogramowania. To pokazuje, że produkt musi być naprawdę dobrej jakości, skoro zarządza czymś tak skomplikowanym, wrażliwym i nastawionym na bezpieczeństwo. Staramy się też pokazać kandydatom, że w PLSDC zmieniamy rynek, zmieniając technologie. Dajemy im trzy rzeczy: autonomię w działaniu, cele, które chcemy osiągnąć, i możliwość rozwoju. Udowadniamy, że to nie jest typowy, korporacyjny slogan. Te trzy elementy przekładają się na koniec na fajniejszy, lepszy produkt, który rozwiązuje problem klienta. Satysfakcja i informacja zwrotna od klienta końcowego w postaci krótkiego „to naprawdę pomaga, dziękuję bardzo”… - z tym nie da się dyskutować.
Jakich cech pan szuka wśród kandydatów?
Zacięcia, pasji, „pazura”. Z jednym zastrzeżeniem: jeżeli miałbym wybierać między prawdziwym „geekiem” technologicznym, który pisze bardzo dobry kod, ale niepotrafiącym zrozumieć, że pracuje w nieco większym ekosystemie, i że musimy razem się napędzać, a młodym człowiekiem, który pokazuje pasję do pewnego działania, ma dużo pomysłów, jest konsekwentny i gra zespołowo – wybrałbym tego młodego człowieka. Wierzę w samoorganizujące się, autonomiczne zespoły. Jak ktoś ma autorski pomysł, swoją strategię dojścia do celu – nawet jeśli wydaje się, że to nie jest najbardziej efektywna droga – to niech próbuje. Dojdzie tam, gdzie musi dojść, a przy okazji bardzo dużo się nauczy i stanie się lepszy pod wieloma względami.
Dzisiaj każdy może napisać kod, wystarczy trochę czasu i dobry tutorial
Dlatego z naszej perspektywy nie wystarczy być poprawnym rzemieślnikiem. Problem w tym, że trzeba to oprogramowanie napisać tak, żeby kiedyś można je było przeskalować w dół i w górę, zarządzać nim, utrzymać, zmieniać – bo świat się zmienia. Pisanie kodu wymaga kunsztu. Dobry programista dąży do idealnego kodu, czyli takiego, w którym nie da się nic poprawić, który jest genialny w swojej prostocie, a jednocześnie opisuje skomplikowane procesy, nie dezaktualizuje się. To taki nasz Święty Graal (śmiech). Szukamy „geeków” w pozytywnym sensie, programistów, ale otwartych na zrozumienie, w jakim obszarze się poruszają: dlaczego akurat ten konkretny przycisk w tym konkretnym miejscu jest ważnym elementem systemu, dlaczego go używamy, jaką wartość przyniesie?
Tęskni pan za latami 90., kiedy technologia była prostsza?
Nie myślę o tym, staram się iść do przodu, chociaż w szafie wciąż trzymam stare komputery z lat 80. i 90. Próbowałem na nich pisać gry (śmiech). Ostatnio zainteresowałem się Akademią w łódzkim FabLabie, gdzie mam okazję uczyć dzieci programowania. Mogę tam również pobawić się narzędziami: śrubokrętem, frezarkami, spawarkami, różnego rodzaju elektroniką. W tym również można się zatracić. To chyba w pewnym sensie powrót do jakichś podstaw. Myślę, że powinniśmy pewne podstawowe rzeczy umieć wykonać samemu, mimo tego – a może właśnie dlatego – że świat jest coraz bardziej skomplikowany.
source: ABB