Gdy roboty staną się codziennością, powinniśmy umieć się wobec nich zachować – rozmowa z dr. inż. Janem Jabłkowskim
Małgorzata Kaliczyńska – PAR print
O polskich robotach mobilnych i perspektywach rozwoju polskiej robotyki, z dr. inż. Janem Jabłkowskim, dyrektorem Przemysłowego Instytutu Automatyki i Pomiarów PIAP w Warszawie, „Diamentowym Inżynierem” 2010 roku w plebiscycie czytelników „Przeglądu Technicznego”, rozmawia dr inż. Małgorzata Kaliczyńska.
Panie Dyrektorze, czy robotyka faktycznie zmienia nasze życie?
– Przede wszystkim trzeba odnotować fakt, że robotyka będzie w najbliższej przyszłości bardziej obecna niż do tej pory. Dotychczas roboty słusznie były kojarzone z halą fabryczną, z zastosowaniami przemysłowymi. Tymczasem to, czego świadkami jesteśmy obecnie i czego świadkami będziemy w ciągu nadchodzącego dziesięciolecia, to wyjście robotów w świat codzienny człowieka, w przestrzeń publiczną, a także w domowe zacisze. Będziemy więc spotykać roboty myjące elewacje wysokościowców, pracujące w szpitalu, być może nie tylko na sali operacyjnej, ale także np. świadczące usługi na rzecz pacjentów. Roboty już teraz wykonują liczne prace wszędzie tam, gdzie praca człowieka jest niebezpieczna albo uciążliwa – czyszczą przewody wentylacyjne, naprawiają przewody kanalizacyjne itp. „Inwazja robotów” w przestrzeń publiczną jest zjawiskiem, które z pewnością będzie nam towarzyszyło w nadchodzących latach. Jako ciekawostkę powiem, że PIAP zdecydował się zaangażować w „nietechniczną” tematykę, jaką jest rozważanie zagadnień prawnych, psychologicznych i socjologicznych związanych z coraz powszechniejszą obecnością robotów w życiu publicznym. Jak ludzie będą reagować na bliskość robota wykonującego nietypowe czynności? A może wielu robotów? Jak te reakcje będą przebiegały, zwłaszcza w sytuacjach niestandardowych, krytycznych, kiedy stosowanie robotów będzie bardziej ekspansywne, a ludzie wciąż nie będą do tego przyzwyczajeni? To wszystko już dziś jest przedmiotem naszych badań, gdyż chcemy przygotować grunt do tego, że kiedy roboty będą już powszechnie obecne w naszym życiu, powinniśmy umieć się wobec nich zachować.
Inwazja robotów, której wizję Pan kreśli, brzmi dosyć futurystycznie. Tymczasem wiele mówi się o wciąż spadającej pozycji Polski w rankingach innowacyjności, przyczyn czego upatruje się m.in. w odpływie młodej, wykształconej kadry naukowej oraz w braku odpowiedniego zaplecza technologicznego. Czy Pana zdaniem automatyka i robotyka mogą stać się tymi obszarami, które potencjalnie są w stanie odwrócić to niekorzystne z punktu widzenia polskiej gospodarki zjawisko?
– Polska jest krajem, który nie we wszystkich dziedzinach nowoczesnej techniki ma ugruntowaną pozycję. Rozwój robotyki na świecie, który przewidujemy, upatrujemy jako dobrą okazję do znalezienia miejsca dla naszych twórców i zespołów. Nie jest oczywiście tak, że mielibyśmy konkurować z rozwiązaniami od lat przygotowywanymi przez wielkie koncerny angażujące gigantyczne nakłady. Mam na myśli raczej dziedziny niszowych zastosowań, dopiero powstających robotów i konstrukcji tworzonych z myślą o tych zastosowaniach. Myślę, że jest to dobra okazja, byśmy – pokonując istniejące bariery technologiczne – znaleźli się jeśli nie w ścisłej czołówce, to w każdym razie w gronie tych, którzy tworzą te konstrukcje i znajdują odbiorców na rynku. Dla rozwoju robotyki w Polsce będzie istotne, czy będziemy w stanie dotrzeć z naszymi produktami na rynek w sposób konkurencyjny. Jeżeli tak, to znajdą się wówczas na rynku środki, by rozwijać nowe konstrukcje i aplikacje.
Od lat promuje Pan w PIAP projekty związane z robotyką mobilną. Jak ocenia Pan potencjał rozwoju robotyki mobilnej w perspektywie najbliższych 10–20 lat?
– Robotyka mobilna jest właśnie jednym z przykładów zastosowania robotów w przestrzeni publicznej. Najszybciej rozwija się w dziedzinach związanych z bezpieczeństwem, to znaczy ze służbami takimi jak wojsko i policja. W tej też dziedzinie ulokował swoją aktywność PIAP. Prace nad takimi robotami zaczęliśmy w połowie lat 90., a już pod koniec lat 90. powstały pierwsze konstrukcje komercyjne, które znalazły zastosowane w polskiej policji. Od tego czasu zostało wykonanych i dostarczonych wiele robotów. W tej chwili PIAP oferuje komercyjnie pięć typów robotów. Największy ma 500 kg masy, najmniejszy 1,5 kg, i łącznie pokrywają szeroką gamę potrzeb bardzo różnych użytkowników. Robotykę mobilną na skalę rynkową (czy przemysłową) rozwija w Polsce tylko PIAP, ale ośrodków pracujących nad takimi rozwiązaniami jest więcej, w tym wiele ośrodków uczelnianych. Opracowywane przez nie konstrukcje są często bardzo interesujące, lecz niemal wszystkie ciągle znajdują się w fazie przedkomercyjnej.
Myślę, że na najbliższe dziesięć lat, o które Pani pyta, ta perspektywa jest dobra. Uważamy, że zapotrzebowanie na roboty i zainteresowanie rozmaitymi konstrukcjami będzie rosło, zwłaszcza ze strony wszystkich służb i sił pracujących w dziedzinie bezpieczeństwa i obronności. Prognozy te znajdują zresztą odbicie w statystykach. W 2004 roku w Afganistanie i Iraku Amerykanie używali łącznie ok. 180 robotów, podczas gdy w 2008 r. liczba ta wzrosła do 6 tys. To pokazuje, jak dynamicznie zmienia się zapotrzebowanie na tego rodzaju konstrukcje. Roboty w zastosowaniach wojskowych już dawno stały się niejako rutynowym elementem wyposażenia, i to niezwykle ważnym elementem, bo ratującym życie i zdrowie żołnierzy. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że gdy w ciągu jednego roku Amerykanie utracili w Afganistanie 1600 robotów, fakt ten interpretowano w ten sposób, że zostało uratowane życie lub zdrowie 3200 osób, czyli – jak łatwo obliczyć – dwóch ludzi w przeliczeniu na jednego robota. Uratowanie ludzkiego życia lub zdrowia oznacza ogromne korzyści, także materialne, wobec których cena robotów, nawet jeżeli zostaną zniszczone, jest stosunkowo niska. Wszystko to przemawia za tym, że zastosowanie robotów będzie coraz powszechniejsze, chyba że ustąpiłyby zjawiska terroryzmu politycznego i kryminalnego na świecie, na co jednak nie zanosi się w żadnym przypadku. Ciągle słychać o nowych tego rodzaju wydarzeniach i robot jest tutaj najwłaściwszym narzędziem, gdyż pozwala stawić czoła zdeterminowanym terrorystom bez narażania życia i sił ludzkich. Mam wrażenie, że zrozumienie tego jest coraz powszechniejsze, a tym samym wzrasta zainteresowanie ze strony nabywców robotów mobilnych.
Jak w takim razie w tę tendencję wpisuje się Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów PIAP?
– Mierzymy przede wszystkim w potrzeby naszych rodzimych sił obrony i bezpieczeństwa – to jest nasz najważniejszy klient i najważniejszy odbiorca. Chcemy z tymi odbiorcami pracować wspólnie nad doskonaleniem naszych konstrukcji. To nie są konstrukcje, które kupuje się „z półki”, lecz opracowuje na konkretne zapotrzebowanie odbiorców. Indywidualizm rozwiązań jest o tyle istotny, że jak dotąd nie powstała żadna uniwersalna, przyjęta na całym świecie doktryna użycia robotów. W różnych sytuacjach używa się maleńkich, średnich, większych, wielkich robotów, czasem tak wielkich jak koparki hydrauliczne. Przykładowo, w Polsce, samochód, pod którym podłożono ładunek wybuchowy, odciąga się poza zasięg tego ładunku albo wydobywa się ten ładunek spod samochodu, żeby go zneutralizować. Są jednak kraje, w których procedurę neutralizacji ładunku realizuje się w ten sposób, że to pojazd, pod który podłożono ładunek, przenosi się i przestawia, co oczywiście wymaga odpowiednio dużego urządzenia. Jednocześnie notujemy wzrost zapotrzebowania na maleńkie roboty, służące rozpoznaniu lokalnemu. Niestety, rozwój polskiego rynku potrzeb i zaspokajania ich jest hamowany względami finansowymi (i to nie jest pewnie dla nikogo zaskoczeniem), choć chciałoby się, żeby polskie siły zbrojne i polskie służby zajmujące się bezpieczeństwem dostrzegły tę szansę, która zawiera się w fakcie, że polski ośrodek, jakim jest PIAP, oferuje konstrukcje na doskonałym, światowym poziomie. Sądzę też, że zapotrzebowanie będzie rosło. Już w tej chwili mamy klientów z Arabii Saudyjskiej, Chin, Szwajcarii, Białorusi czy Litwy. Prowadzimy poważne rozmowy z dalszymi kilkoma krajami europejskimi, co znaczy, że za granicą doceniono już polskie roboty. Chcielibyśmy, żeby w równym stopniu zostały docenione w naszym kraju.
Nowoczesny produkt wysokiej techniki, mający spełniać najsurowsze wymogi klientów, również te wybiegające daleko w przyszłość, wymaga równie nowoczesnego podejścia do zarządzania. Pamiętając własne doświadczenia z pierwszych lat pracy w PIAP, na co kładzie Pan szczególny nacisk przy naborze młodych naukowców? Co w Pana opinii zachęca absolwentów uczelni technicznych do podjęcia pracy właśnie tutaj, w Pańskim Instytucie?
– Zastanawiając się nad tym, jacy ludzie i jak powinni pracować przy tworzeniu rozwiązań high-tech w odpowiedzi na zapotrzebowanie nadchodzących lat, uważam za bardzo ważny czynnik, by były to osoby odważne, myślące nieschematycznie, nieobciążone żadnymi negatywnymi doświadczeniami ograniczenia w myśleniu merytorycznym, np. środkami finansowymi czy innymi barierami logistycznymi lub administracyjnymi. Krótko mówiąc, chodzi o to, by można było korzystać z najlepszych absolwentów elitarnych uczelni, przede wszystkim Politechniki Warszawskiej. Mało kto wierzy, kiedy przytaczam tę liczbę, że w komórkach merytorycznych Instytutu ponad połowa pracowników to osoby do 35. roku życia, które pracują pod kierunkiem starszych, doświadczonych kolegów. Pracownicy ci wnoszą nieograniczone pokłady determinacji, entuzjazmu, pozastandardowej aktywności, często zdecydowanie wychodzącej ponad ośmiogodzinny dzień pracy. To jest potencjał, z którym PIAP staje do konkurencji z innymi rozwiązaniami, przede wszystkim ośrodków zagranicznych, i ten potencjał wyraźnie wyróżnia nas wśród innych ośrodków badawczych. W tej sytuacji rola menedżera jest i przyjemniejsza, i łatwiejsza, należy tylko dobrze zorganizować pracę, zapewnić dobre narzędzia oraz zagwarantować, że wyniki pracy nie będą marnowane. W tym zakresie uważam, że PIAP jest postrzegany jako dobre miejsce pracy. Oczywiście, nie przyjmujemy do pracy każdego. Są procedury testowania kandydatów przez wykonywanie u nas prac przejściowych, prac dyplomowych, poprzez staże, praktyki, okresy czasowego zatrudnienia przed zatrudnieniem na czas nieokreślony. W rezultacie, spośród wielu trafiających do nas bardzo dobrych, młodych specjalistów, w Instytucie pozostają tylko najlepsi. To niezwykle ważne, by stworzyć młodym ludziom dobre warunki pracy w sensie materialnym, ale to nie jest jedyny czynnik. Zawsze będzie tak, że przodujące firmy komercyjnie działające na rynku mogą oferować lepsze warunki finansowe. Dlatego zachęcamy młodych ludzi do pozostania w PIAP, zapewniając im możliwość kształcenia, uzupełniania kwalifikacji, korzystania z dobrego warsztatu pracy oraz oferując dobry klimat w pracy. Równie mocno cieszy mnie to, że ostatnio uruchomiliśmy laboratorium szybkiego prototypowania, wyposażone w najnowsze rozwiązania pracujące w technice addytywnej, jak i fakt, że właśnie otworzyliśmy na terenie Instytutu przedszkole, w którym dzieci naszych pracowników mogą uczyć się, bawić i wypoczywać w czasie, kiedy ich rodzice spokojnie poświęcają się pracy zawodowej. Myślę, że tworzenie bardzo dobrych warunków pracy, w szerokim rozumieniu tego słowa, jest sposobem na pozyskanie pracowników i zatrzymanie w PIAP najlepszych spośród nich, którzy okażą się bardzo dobrymi fachowcami.
Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów na polu innowacyjnych rozwiązań i nowych technologii.
dr inż. Jan Jabłkowski – menedżer, naukowiec, dyrektor naczelny Przemysłowego Instytutu Automatyki i Pomiarów PIAP w Warszawie, którym kieruje od 2005 r., a także działacz opozycyjny, ratownik GOPR, potomek znanej w przedwojennej Warszawie rodziny kupieckiej.
W 1973 r. ukończył studia na Wydziale Samochodów i Maszyn Roboczych Politechniki Warszawskiej. Dziewięć lat później obronił pracę doktorską na Wydziale Mechaniki Precyzyjnej PW, poświęconą komputerowej symulacji układu krążenia krwi ze wspomaganiem. Z Przemysłowym Instytutem Automatyki i Pomiarów PIAP związany jest zawodowo od 1973 r. W latach 1986–1990 pracował dla Centrum Badawczo-Wdrożeniowego MERCOMP. W 1990 r. został ponownie zatrudniony w PIAP, początkowo na stanowisku sekretarza naukowego, a od 1991 do 2005 r. jako zastępca dyrektora ds. badawczo-rozwojowych.
source: PAR